Stopy procentowe mają bezpośredni wpływ na wiele obszarów naszej codzienności — od cen w sklepach po koszty kredytów. Wpływają również znacząco na sytuację na rynku mieszkaniowym. Ich wysokość wiąże się bezpośrednio z wysokością rat kredytów hipotecznych. Wyższe stopy to droższe pożyczki. W efekcie zmniejsza się popyt, a kupujący koncentrują się obecnie przede wszystkim na kawalerkach i małych mieszkaniach zlokalizowanych w większych miastach. Próbują w ten sposób zminimalizować ryzyko, że inwestycja pójdzie niezgodnie z planem.
Popyt na duże mieszkania
W czasie pandemii Polacy zaczęli rozglądać się za większymi lokalami, szukając dla siebie odpowiedniej przestrzeni życiowej. Duże mieszkania stały się modne i bardzo szybko znikały z rynku. Obecnie jednak takie podejście zostało poddane weryfikacji. Wyższe ceny, koszty utrzymania i znacznie mniej korzystne warunki kredytowe skłaniają do kierowania się rozsądkiem. Długoterminowe zobowiązania wiążą się z o wiele większym ryzykiem niż jeszcze w zeszłym roku. Dlatego największą popularnością cieszą się teraz kawalerki i małe, wygodne mieszkania. Takie, które nie generują dużych kosztów i które w razie czego łatwo zarówno wynająć, jak i sprzedać. Co ciekawe, podejście kupujących sprawia, że w mniejszych miejscowościach ceny za metr są nawet o połowę niższe niż w przypadku dużych miast.
Wysoka inflacja oraz wzrost stóp procentowych sprawiają, że spada również zdolność kredytowa kupujących. Obok tego jesteśmy świadkami wzrostu kosztów utrzymania mieszkań. Rosną przede wszystkim ceny energii i gazu, ale także materiałów budowlanych, co przekłada się na koszty związane z funduszem remontowym i podwyższa czynsz.
Warto zwrócić uwagę, że choć trend ten obecnie wyhamowuje, przez ostatnie lata ceny mieszkań rosły, szczególnie w dużych miastach. Przy niskiej inflacji jak choćby ta na poziomie z zeszłego roku nie zniechęciło to kupujących. Szczególnie że w podobnych warunkach bardzo opłacalne staje się rentierstwo. Dziś jednak sytuacja mocno się zmieniła, a kredyty stały się dużo droższe. Oznacza to automatyczny spadek popytu na mieszkania. Z jednej strony bowiem mniej kupuje się na wynajem, z drugiej coraz częściej nie stać na kredyt rodzin marzących o własnym M.
Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy przyszli kupcy mieszkań zdecydują się na najem. Na pewno wzrośnie jednak i tak duże zainteresowanie małym metrażem. Każdy metr mieszkania to znacząca różnica w wysokości kredytu. Wzrost stóp i inflacja sprawiły, że przy tych samych dochodach możemy pożyczyć mniej niż kiedyś, decydujemy się więc na mniejsze lokale mieszkaniowe.
Sytuacja ta wpływa zarówno na inwestorów prywatnych, jak i deweloperów. Już od jakiegoś czasu widać, że nowe mieszkania oddawane do użytku w ostatnich latach są coraz mniejsze. Nie zmieniła tego nawet pandemia i związany z nią wzrost znaczenia komfortu mieszkaniowego. Duże mieszkanie w większym mieście to wydatek, na który stać coraz mniej z nas. Czy sytuacja ta się utrzyma i jakie mogą być tego skutki długofalowe, pokaże przyszłość.